Translate

czwartek, 6 listopada 2014

Na miejscu...

Na miesiąc przed wyprowadzką ze "starego" mieszkania zacząłem fotografować widok z okna, nie żebym wcześniej w ogóle tego nie robił, ale zacząłem się jakoś bać że mi tej przestrzeni będzie brakować. Kiedy okazało się że jest już po wszystkim a pod obutymi w ciepłe kapcie stopami zacząłem trochę czuć chłód ciągnący od ziemi, za oknem od strony ulicy dwie tuje i świerk skutecznie zasłaniają widok na ulicę po której z rzadka przejedzie jakiś samochód, od ogrodu komórka pulsująca potencjalnością zastosowań; będzie tak sobie pulsować i pulsować... podczas gdy ja otwierając furtkę i mijając po lewej zapuszczoną winorośl której zagadka jest niemal labiryntem, staję sobie pod orzechem, o którym czasem zaczynam sobie myśleć ... moje drzewo.

A wcześniej... niewiele pamiętam, w zasadzie nie lubię pamiętać bo czasem wydaje mi się ze tylko tym się zajmuję, podczas gdy teraźniejszość...

Ostatni samolot z Denver do Santa Fe był trochę pozostałością po snach o dyliżansach, taka jakaś swojskość ale inna od tej za którą próbowałem tęsknić następnego dnia. Wydawało mi się nawet że słowa będą układać się inaczej, ale nic z tego. Przyjechałem tam z powodu fotografii i co dalej? Albo gdzie dalej? Aparaty już pierwszego dnia zaczynały ciążyć, a zwiedzanie przybrało formę powolnego snucia się po mieście. Chciałoby się załapać na to wszystko co się wokół dzieje, ale egzotyka zagłusza widzenie. Zostawiłem aparaty w hotelu i ruszyłem, było gorąco ale mniej chodziło o temperaturę powietrza bardziej o krew. Pusty rynek o krok od motelu, dwa kościoły... coś nam to zaczyna przypominać. Środkiem Europy jest Żnin. Mógłby być. Pod pałacem Gubernatorów siedzieli Indianie, wyglądali jakby od wieków próbowali sprzedawać to samo. Pamiętam że postałem tam chwilę z moim pinholem, potem zacząłem naświetlać. Tłumaczyłem Im jak to działa, naświetlałem i czekałem, przyglądając się im z ciekawością. Wyjdzie nie wyjdzie, zastanawiałem się... Tymczasem minęło pół roku, z pamiętania niewiele zostało chociaż prawdą jest że trudy podróży narastały wraz ze zbliżaniem się do kraju, osiągając apogeum na lotnisku we Frankfurcie. Z jednej strony powinienem ich zrozumieć z moją obsesyjną potrzeba kontroli, ale moje obsesje nie karzą mi zaglądać obcym do butów.

Na miesiąc przed wyprowadzką ze "starego" mieszkania...

P.S.
Lokalizację tego posta pozostawiłem taką jaka była na początku kiedy zacząłem go pisać, chronologia to coś czego do końca nie rozumiem głęboko wierzę w istnienie fałd czasu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy