Gdybym jeszcze sprawniej się poruszał, zrobiłbym w domu wszystko co zaplanowałam że kiedyś zrobię, kiedy będę miał czas. Trudno mi teraz przypomnieć sobie co, ale zrobiłbym to, już właśnie zabieram się do pracy. Z listy rzeczy wybrałem jednak tę która nie wymaga mobilności, lub też wymaga jej w niewielkim zakresie. Postanowiłem zrobić porządek w archiwum fotograficznym i tekstowym, czuję że to coś jak ćwiczenia z pamięci. Zaczynamy.
Przypominam sobie jak na początku studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu mieliśmy za zadanie napisać esej o ulubionej fotografii, czy może esej o fotografii w ogóle, nie pamiętam dokładnie, a tekstu który wtedy powstał oczywiście nie mam. Było to na długo ( czy rzeczywiście ? ) przed upowszechnieniem edytorów tekstu, na długo przed upowszechnieniem się zapisu cyfrowego obrazów, ale nie jestem pewien czy był to całkiem inny czas? Ja w każdym razie już wtedy borykałem się z problemem archiwizacji. Negatywy wprawdzie zawsze zabezpieczane były w pergaminowe koszulki, ale już daty i miejsca pojawiały się na nich sporadycznie. O błogosławiony pliku EXIF, który pojawiłeś się wraz z cyfryzacją... Sam nie wiem co to zmienia, teraz niby daty stanowią jakiś punkt odniesienia, ale niematerialność utrudnia poszukiwania. Który to był dysk ? Jak nazwałem folder ? A plik ?
Znowu pada, a ja poddaję się melancholii bezproduktywnej i nużącej. Czy rzeczywiście? Przeczytałem co napisałem wczoraj i zastanawiam się nad aktualnością tego dziś. Pisałem coś o archiwum, ale nie wspomniałem o niepokoju jaki czasem we mnie wywołuje świadomość jego rozległości i bezużyteczności. To przecież żadne tam mapy porozrzucane na pustyniach zachodu, a nawet jeśli, to jedyne co jest w stanie je zadomowić to wspomnienia. Stłoczone ciasno w koszulkach, ściśnięte w segregatorach, obrazy w negatywach śnią swój sen o pamięci. Energia tej rzeczywistości skurczonej do dwóch wymiarów jest tak silna, że potrafi mnie obezwładnić. Nie ruszając się z miejsca próbuję wtedy odszukać w pamięci miejsce spoczynku tego odwróconego świata, widzę go, sam nie wiem ale chyba w odwróconej formie, najpierw sam obraz na negatywie a potem przypuszczalne miejsce spoczynku, jedna szafka, pudło z IKEI; potem na to wszystko nakłada mi się obraz miejsca gdzie wykonywałem zdjęcie, potem ludzie którzy ze mną byli w pobliżu, ale i tak archiwum przede wszystkim rozciąga się w czasie. Punktem zaś odniesienia pozostaję niezmiennie jakiś obraz.
Przypomniało mi się, jak przypominałem sobie "jak na początku studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu mieliśmy za zadanie napisać esej o ulubionej fotografii" Przypuszczam że mogło to być zadanie wyznaczone nam przez Alicję Kępińską, której wykłady zawsze pachniały tytoniem. Zazdrościłem jej kieszonkowej popielniczki wyłącznie do użytku osobistego palacza. Czy paliła na wykładach ? Niestety nie mam tego na zdjęciu, nie mogę skonfrontować wspomnień z rzeczywistością. Z pewnością pamiętam jednak że na wykładach wpadała w rodzaj transu, który hipnotyzował słuchaczy. Ponieważ nie mogłem znaleźć swojej ulubionej fotografii i po dziś dzień nadal szukam, napisałem że prześladuje mnie widmo obrazu który nie istnieje, ale który czeka na mnie abym go zamknął w bezczasie negatywu (bo wtedy był przede wszystkim negatyw). Tak bym to dziś napisał, tak to dziś napisałem, ale jak napisałem wtedy nie pamiętam. Dokumentację poszukiwań mam poupychaną po szafach, czaka aby ją skatalogować, albo spektakularnie spalić. Oczywiście wcześniej przygotowując transmisję online z kilku kamer koniecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz