Kiedy w roku 2011 bodajże oglądałem wystawę World Press Foto w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu stała się rzecz dziwna. Niemal z każdej wystawy którą oglądam, do której oglądania staram się jakoś przygotować choćby tylko mentalnie "wynoszę" jakiś obraz. Tym razem było inaczej, już po powrocie do domu zdałem sobie sprawę że nie zostało nic. Żaden obraz nie chciał się zakotwiczyć w pamięci, wszystkie prześlizgnęły się i pozostały w tyle zupełnie jak porcja telewizyjnej papki. Większość tych fotografii wyglądała tak jakby ich trwanie w pamięci było obliczone na bardzo krótki czas, zaledwie na chwilę. Jeszcze parę lat temu nie przyszło by mi do głowy, że wystawę fotografii prasowej zobaczę w instytucji zajmującej się prezentacją sztuki. Być może działo się tak ponieważ rzeczywistości dostępna w sztuce była bardziej czytelna, podczas gdy dziś piękno ukryte pod metakodem zdaje się być dostępne tylko dla wybrańców, a to co widzimy jest zaledwie cieniem realności. Być może; co jest bardzo prawdopodobne prezentowanie fotografii prasowej w CSW to zabieg czysto marketingowy, taki chwyt instytucji która chcąc przyciągnąć widza decyduje się na pokazanie tej populistycznej wersji wizualności znanej na co dzień z prasy. Zainteresowanie "zwykłą" rzeczywistością w obszarze sztuki wynikać może również z faktu, że niestabilna półpłynność mediów na dłuższą metę jest męcząca. Ale zmianie też uległ status samego konkursu, któremu co raz częściej towarzyszy skandal związany z manipulacją obrazem, zmierzającą do jego estetyzacji. Chcemy lubić rzeczywistość, ale tylko wtedy gdy odpowiada ona naszym oczekiwaniom lub jeśli pełni ona określone funkcje w ramach uzasadniania jakiś idei.
Tiellmans pokazując konglomerat obrazów, dziwnie rozmieszczonych na ścianach Zachęty zdawał się mówić, to już nie rzeczywistość to tylko obraz, to konfiguracja znaczeń których rozszyfrowania możemy się podjąć tylko na własne ryzyko.(Wolfgang Tillmans - Zachęta Ermutigung 2011) Poczucie bezpieczeństwa ma nam zapewnić sama deklaracja artysty, który mówi że wątek społeczno-polityczny może się w pracach ujawnić mimo, że mogą one być odczytywane również abstrakcyjnie. Czy dlatego, że postulat Baudrillarda właśnie się spełnił i rzeczywistość już nie istnieje.
Mało kto wykonuje fotografie wszyscy pracują nad projektem, setki nużących typologii nawet nie będących symulacją nie są też już zasłoną pustki, a jedynie kompulsywnym chwytaniem się rzeczywistości czy raczej tego co z niej zostało. Piękno zaś jest podejrzane jeśli nie uzasadnia go polityka, nawet jeśli jest to tylko prywatna polityka - strategia twórcy.
Przeszło 170 lat po odkryciu fotografia nadal pozostaje głównie wynalazkiem technicznym, jest trochę jak koło. Mając tyle zastosowań z każdego z nich czerpie uzasadnienia dla swych mnogich egzystencji, które czasem zdają się wzajemnie wykluczać. Po upowszechnieniu fotografii cyfrowej rozdźwięk nastąpił w obszarze samego medium, ale historia fotografii znała już i takie przypadki. Dyskusja o wyższości negatywu kalotypowego nad dagerotypią z grubsza rzecz biorąc miała podobny przebieg. Ten resentyment analogii po części wynika ze zmęczenia szybkością, po części zaś z tęsknoty za materialnością. Jeśli Flusser demaskując funkcjonariuszy aparatu u schyłku XX wieku, zrzeszających się w foto klubach gloryfikujących technologię nazywa je "postindustrialnymi palarniami opium", do współczesnych użytkowników dawnych technik pasowało by określenie "neoromantycznych amatorów eteru". Mówię tu o tych których zmęczenie digitalnością skierowało wprost w ślepą uliczkę alchemicznej technologii rodem z XIX wieku, w której po za pustą techniką nie znajdziemy nic co odróżniło by ich prace od pierwszych piktorialistów, może z wyjątkiem tego że te współczesne całkowicie pozbawione są aury. Zupełnie jakby historia miała się powtórzyć i współcześni gumiści po niewczasie odkryją, że siła fotografii tkwi gdzie indziej niż w rozmytych konturach gum. Podobnie rzecz ma się z fotografią otworkową, która jako antidotum na nudę zużyła się, zaś widmowość produkowanych obecnie niedoskonałych obrazów i seryjnie produkowanych doskonałych kamer z otworkiem wykonanym laserem, jest tylko echem pustej tęsknoty za tajemnicą. Bo o tym że na początku było światło, mało kto już pamięta. Nielicznym udaje się wyjść po za technologie oszukując czas, czyniąc z fotografii dziwny wehikuł jak Robb Kendrick. Jego fotografie ranczerów równie dobrze mogłyby powstać w XIX wieku, ale nie jest to jedynie stylizacja wykonana na potrzeby fotografii a zapis stanu faktycznego i tradycji. Znacznie jednak ciekawsza wydaje mi się postawa poszukiwania źródeł fotografii w obrębie światłoczułości zawartej w naturze. Paweł Kula wykorzystując światłoczułość soku z jagód, rejestruje znikanie symbolu słońca (Paweł Kula - Głęboki Fiolet 2012) . Jak pisze "Dojrzałe owoce leśnych jagód barwią kartki papieru intensywnym fioletem. Wystawione na słoneczne światło blakną powoli. Godzina po godzinie, dzień po dniu Słońce rysuje swój wyraźny podpis. Słońce jest wewnątrz każdego owocu - to część kosmicznego pulsu. Obraz pojawia się, by ponownie zniknąć. Tajemnica została wyjawiona." Ale czy rzeczywiście tajemnica zostaje wyjawiona? Czy autor zaledwie uchyla nam jej skrawek, zmuszając tym samym do refleksji nad złożonością przebiegu zjawisk w naturze?
Dzisiejsza "artystyczność" fotografii wydaje się być ostatnim tchnieniem postmodernizmu, w której odwołuje się bądź to do malarstwa, bądź też jest uzasadnieniem czy pochwałą aktualnych trendów kulturowych, czy wreszcie do samych fotograficznych mód które zaledwie pół wieku temu starano się zdeprecjonować.
Głęboko wierząc jednak w to że mimo pauperyzacji wizualnej fotografia przetrwa w tej czy innej formie, choćby tylko w sferze prywatności co wydaje się być nieraz najbardziej autentycznym jej przejawem; zastanawiam się jak określić stan przesytu obrazami i tu skorzystam z tytułu wystawy - zafiksowanie (Tomasz Dobiszewski - Fiksacje bwa Bydgoszcz 2012) Być może zachwyt nad ruchem gałki ocznej, gdy zmęczony nadmiarem obrazów mózg broni się przed kolejną ich dawką, jest również zwrotem ku naturze? Tylko co jeśli to oko już nie widzi?
Ruch - fotografia otworkowa - Marek Noniewicz c.a.2003 r.
krytyczne historie o fotografii, eksperymenty, teorie, refleksje, iluzje, symulacje...
Translate
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Obserwatorzy
Archive
Work and exhibition
- Naked City Memory of Robert Wiene on Moscow International Foto Awards
- Made in Poland : Contemporary Pinhole Photography
- From series "Światłoczułe przesyłki" 2000 - .... r.
- From series - „Warianty obecności” - Self-portrait...
- Sommer Album
- Dokumentacja wystawy "Poetics of Light" Pałac Gube...
- Poetics of Light: Pinhole Photography - New Mexico
- Zarys Biologii Fantastycznej - Galeria Sztuki Wozownia - Toruń
- "Powolność zdarzeń" - Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy
- Iliaster - cyanotype photography
- Naked City Memory of Robert Wiene on Moscow Intern...
- Strona główna
Ot co!
OdpowiedzUsuń