Translate

czwartek, 2 stycznia 2014

To nie jest rzeczywistość.

Nie co dzień zdarza się by absurd przenikał tak do świata, ale teraz kiedy próbuję dokonać jakiś podsumowań bo taki czas, to akurat przypomina mi się ta sytuacja. Wszystko się tak uroczo przenika... a ja co raz bardziej czuję się jak z obrazu Magritte, tylko fajkę zamieniłbym na rzeczywistość. Przed laty wszedłem w posiadanie europalety, jakieś prace wróciły na niej, z jakiejś wystawy i... tak już została - pasja zbieractwa. Pełniła w mieszkaniu różne funkcje; byle tylko nie zostać posądzoną o to że zawadza, co na 29 metrach kwadratowych jest możliwe. Europaletę postanowiłem z nadciągającym końcem roku sprzedać, właściwie zamierzałem ją wyrzucić, ale konsekwencją pasji zbieractwa może jest pomysłowość? Tak czy inaczej, zapakowałem więc paletę do samochodu i udałem się do najbliższego skupu spodziewając się otrzymać za nią według obowiązujących stawek jakieś 15 złotych, co w zupełności pokrywało koszty paliwa związane z dojazdem do skupu z powrotem już nie, ale to bez znaczenia. W tymże skupie, lawirując moim małym samochodzikiem miedzy ciężarówkami wypełnionymi złomem, odnalazłem w maleńkiej budce z okienkiem, sporych rozmiarów Panią, którą poinformowałem o chęci spieniężenia mojego surowca wtórnego. Pani poleciła czekać, a ja pospiesznie wróciłem do samochodu zaniepokojony faktem, że sam pojazd mógłby zostać potraktowany jak surowiec wtórny. Po chwili obok mnie nie wiadomo skąd wyrósł mężczyzna. Nie wiem czemu wydawało mi się że wyglądał trochę jak robot z Czarnoksiężnika z Krainy OZ, zrobiło się więc trochę bajkowo. Pan zabrał się do wypakowywania mojej europalety; skrupulatnie ją przy tym oglądając, jakby ważąc i mierząc przy tym wzrokiem, by te skomplikowane rytuały skwitować stwierdzeniem TO NIE JEST EUROPALETA ! Wygląda jak europaleta, ma wymiary europalety, waży tyle co europaleta, ale nie ma znaczka EUR. To zwykła przemysłówka Za paletę dostałem 6 złoty. A odjeżdżając ze skupu pomyślałem sobie, jakie to zabawne że postmodernistyczne cytaty spotkać dziś można w skupie surowców wtórnych, a pewnie w skupie runa leśnego i dziczyzny też; duch permanentnej symulacji unosi się nad wszystkim.

Tymczasem zima bez śniegu; to może też jest ponowoczesność, jakby jesień choć niby już nie i znowu coś udaje coś, albo się podszywa. Tropiąc tą rzeczywistość próbuję zmierzyć się z Symulatorem Lata na Wyspie Młyńskiej w Bydgoszczy; czyli wielką Truskawką. Na przykład wczoraj, ale zaraz przed wczoraj i kilka dni temu też kiedy wybrałem się doglądać truskawki, nie sposób było nie zastać przy niej grupy ludzi. Stojąc niemal centralnie na środku trawnika, w świąteczny czas stała się obiektem odwiedzin nie mniej popularnym niż stajenka ze żłóbkiem na Starym Rynku. Przez ten krótki czas kiedy doświadczaliśmy obecności śniegu, na wyspie ze wszystkich stron do truskawki prowadziły wydeptane w śniegu ścieżki; kiedy obserwowało się ją z dala widać było jak ludzie zatrzymują się i fotografują. Bo truskawka w jesienno zimowym pejzażu nie może wzbudzać negatywnych emocji, nawet jeśli prototypowy Symulator lata nie zawsze działa, zwłaszcza kiedy miasto wyłącza prąd akurat od rzędu lamp, z których jedna pięknie podświetlała truskawkę od dołu. Do truskawki chociaż ciemna można podejść i zobaczyć ją z bliska, w przeciwieństwie do mieniącego się kolorami Mostu Uniwersyteckiego, który choć widoczny z daleka dla osób bez samochodu już dostępny nie jest. To taka pradawna strategia, że piękno jest bardziej piękne kiedy jest odległe i nieosiągalne. Truskawka jest zwykła i pospolita i pewnie dlatego może podobać się każdemu, chociaż z drugiej strony jej czerwony kolor może mieć wymiar polityczny, kto wie? Truskawka jest z tego samego worka, co aniołki na ulicy Mostowej, czy projekcja gwiazdek na Ratuszu jest banalna i to nie zarzut, bo doskonale wpisuje się w koncepcję polityki estetycznej miasta; chociaż ta ma tak wielu ojców że nikt do efektu końcowego przyznawać się nie musi. Ale truskawka jest absurdalna, truskawka swoimi rozmiarami zdaje się krzyczeć z daleka TO NIE JEST RZECZYWISTOŚĆ i tutaj może tlić się potencjalne niebezpieczeństwo truskawki - niejednoznaczność. Czy truskawka jest sztuką? Rozumując czysto urzędowo nie ma co do tego wątpliwości, autorka - Karolina Suchodolska otrzymała na realizację zadania stypendium artystyczne Miasta Bydgoszczy. Za te pieniądze zrealizowała zadanie publiczne. Truskawka stanęła na Wyspie Młyńskiej, akurat kiedy miasto żyło festiwalem Camerimage. Był to doskonały moment na promocję i Truskawki i miasta, jednak nikt nie wykorzystał tego w sposób należyty, a szkoda bo truskawka ma sobie duży potencjał medialny i nie siląc się jest zauważalna, wystarczyło tylko nagłośnić. Zastanawiam się ilu odbiorców miała w tak zwanym międzyczasie, brama z potłuczonych lusterek Joanny Rajkowskiej? Swego czasu pisano o tej instalacji sporo, bo przecież Joanna Rajkowska wielką artystka jest i to w dodatku z Bydgoszczy. Zadziwiające jest z jak dużym zainteresowaniem spotkała się Truskawka , przy stosunkowo żadnym nagłośnieniu medialnym? Miasto bowiem nie chwali się wydarzeniami których budżet jest niższy niż te 100 tysięcy, dużo częściej też chwalimy się jak ktoś z daleka do nas przyjedzie i coś zrobi. Po co nagłaśniać coś, co ktoś robi jakby prywatnie , choć za państwowe pieniądze, ale raczej z pasji niż służbowo? Mogło by się bowiem okazać że Ci którzy zajmują się tym służbowo, aż tak bardzo się nie starają. A nawet jeśli się starają to Ich poczucie estetyki nie schlebia aż tak wielu gustom, choć nagłośnienie medialne nieodmiennie im towarzyszy. Może nawet nie chodzi o brak poczucia estetyki, ale raczej brak wyobraźni przytemperowany przez urzędniczy magiel. Cóż kiedy wszystkie imprezy miejskie są udane, bo się o nich mówi i pisze.

Ten tekst miał być osobistym podsumowaniem roku, tymczasem energia opisu poszła w sprawy bieżące, w dodatku doskonale zdaje sobie sprawę z tego że nie jestem obiektywny... cóż nigdy nie próbowałem nawet być. Sztuka w przestrzeni miejskiej to z pewnością termin uwielbiany przez politykę, bo to doskonała forma oręża w walce o tanią popularność, palące są zawsze te problemy które widać, a sztuki w przestrzeni miejskiej trudno nie zauważyć. Może to więc będzie pomysł na promocję Truskawki? Swoją drogą warto prześledzić co tylko przez ten rok działo się z "Tęczą" Julity Wójcik, albo historię rzeźby "Komm Frau" Jerzy Bohdana Szumczyka, choć zestawianie obu tych realizacji bezpieczne nie jest, bo pierwsza powstała na zlecenie, a druga nielegalnie; obie jednak funkcjonują w szerszej świadomości społecznej dzięki mediom. Ale to tak daleko od mojego podwórka, gdzie obok truskawki podoba mi się wiele innych rzeczy, czasem nawet tych o których szerzej wzmiankują media.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy